Moja przygoda z hybrydą zaczęła się klika lat temu, bo o ile mało kto widział mnie z cieniami na powiekach, to równie mała grupa ludzi była w stanie dostrzec u mnie niepomalowane pazury. A trwała hybryda przypadła mi do gustu, serca i paznokci o wiele bardziej, niż klasyczne lakiery. Dlaczego? Już tłumaczę!
Moje paznokcie są, delikatnie mówiąc, słabe. To niestety efekt wieloletniego obgryzania ich w dzieciństwie. W efekcie działań zębami uszkodziłam macierz, więc moja płytka paznokciowa jest krótka i cienka. Wydawałoby się więc, że jaki manicure hybrydowy? Przecież płytka tego nie zniesie… Tymczasem hybryda stała się jej osobistym kolorowym bodyguardem 😉 Ale po kolei!
Patrz mi na ręce!
Odkąd przestałam obgryzać paznokcie, zawsze mam je pomalowane. Nawet jak byłam w szpitalu musiała być grana jedna warstwa przezroczystej hybrydy 😉 Po prostu odkąd odrosły mi pazury, zakochałam się w malowaniu. I była to wierna miłość – przez wiele wiele lat był to jeden kolor – czerwony. I im bardziej krwisty, tym lepiej! Raz w tygodniu urządzałam sobie domowy manicure – wycinanie skórek, piłowanie, malowanie i tak co siedem dni. Zostałam nawet etatową maniciurzystką kilku koleżanek, bo podobno tylko ja nie „wychodziłam lakierem na skórki”. To prawda 😉 I pewnie trwałoby to dalej, gdyby nie rozmowa z dziewczyną, która przedłużała mi rzęsy właśnie o hybrydowych lakierach. Żeby sprawdzić, czy to dla mnie, zaczęłam od stóp – w końcu jakby coś poszło nie tak, nie byłoby widać hihi 😉 I… i się zakochałam! 3 tygodnie perfekcyjnego pedi, któremu niestraszne było moczenie nóg w jeziorze, „odparzanie” w sportowych butach czy ściskanie w szpilkach o wąskich czubkach. Postanowiłam więc spróbować sama – jakby nie wyszło, uratowałyby mnie zakryte buty, ale się udało, a sama hybryda w ogóle nie była trudniejsza, od klasycznego pedicure. Wniosek był zatem jeden – pora spróbować z dłońmi! Pierwszy zestaw dostałam na urodziny od męża – taki wypasiony, z lampą itd. Było to ponad 3 lata temu! Od tego czasu, także z racji wykonywanego zawodu, miałam okazję przetestować kilka marek lakierów hybrydowych i wiem jedno – bardzo trudno będzie mnie przekonać, że hybryda jest trudna i zła, bo trzeba mieć wielkie umiejętności i płytkę paznokciową jak ze stali!
Realac – moja nowa miłość!
Na co zwracam uwagę, wybierając lakier hybrydowy? Teraz także na kolor, bo po latach zdradziłam sexy red na rzecz fuksji, lawendy czy sorbetu miętowego, ale przede wszystkim na konsystencję. Nie lubię lakierów zbyt gęstych, bo potrafią robić smugi (zwłaszcza, jak maluję pazury na szybko) ani zbyt rzadkich, bo zalewają skórki, choć – tu przewaga nad klasycznymi emaliami – hybryda nie zasycha, póki nie zostanie utwardzona, więc spokojnie można ją zetrzeć chusteczką czy patyczkiem. A samo malowanie? W niczym nie różni się od klasycznego manicure – jest baza, jedna lub dwie warstwy koloru (w zależności od siły krycia) i top. Tylko nie czekamy jak wyschną lub nie pomagamy sobie np. sprayami przyspieszającymi schnięcie, ale utwardzamy w lampie przez zalecaną przez producenta ilość sekund. Z reguły to 30 sekund przy lampie LED, więc spokojnie – nie opalicie się jak na solarium i jest to naprawdę bezpieczne! Mi osobiście wystarczy pół godziny (zakładając, że wcześniej wycięłam skórki i opiłowałam pazury), by nanieść bazę, dwie warstwy lakieru, top i jeszcze wykonać zdobienia na 4 paznokciach. Bo właśnie – hybryda daje oszałamiające możliwości w kwestii nie tylko wyboru kolorów, ale i zdobień. Efekt syrenki, efekt halo, efekt mirror… I to efekt gwarantowany! No bo co za kłopot posypać paznokieć pyłkiem, utwardzić, a resztę strzepać? Oczywiście są zdobienia, które wymagają więcej czasu i cierpliwości, ale wszystkiego można się nauczyć – także z tutorali – więc to kwestia nie tyle talentu, co po prostu chęci. A mi ich nie brakuje 😉
Dlatego właśnie po przetestowaniu kilku zestawów do wykonywania manicuru hybrydowego różnych marek, polskich i zagranicznych dystrybutorów czy producentów, na dziś mówię wielkie tak dla Realac! Ilość kolorów, moc zdobień, świetna konsystencja – wszystko to sprawia, że na razie pozostanę wierna tej marce. Choć jak każda z nas wie, kobieta zmienną jest, a bycie dziennikarką „urodową” to doskonała okazja, by testować, testować, testować…
A teraz zapraszam Was na filmik, w którym na swoich pazurach pokazuję, jak wykonać manicure hybrydowy i dwa najprostsze zdobienia. Miłego seansu 🙂
Wszystkie informacje znajdzicie na: www.realac.pl