Hotele & spa w Tunezji: Golden Tulip (Mahdia), Hasdrubal (Port El Kantaoui), Royal Elyssa Thalasso & Spa (Monastir), Movenpick Resort & Marine Spa (Sousse)
Już teraz warto pomyśleć o wakacjach 2013, bo biura turystyczne zaczynają sprzedawać ofertę na ten okres – zwykle ze zniżką „first minute”. My polecamy pobyty dla urody. Kierunek: Tunezja, która zachwyciła mnie nie tylko bogatą ofertą świetnych ośrodków thalassoterapii (drugą na świecie, tuż po Francji), ale też pięknymi plażami, przyjaznymi ludźmi i pysznym jedzeniem. A wszystko w umiarkowanych cenach i tylko 2,5 godz. lotu z Polski.
Tekst: Anna Kondratowicz
Nie będziesz się tutaj nudzić, jeśli w ogóle znajdziesz czas wolny między plażowaniem a zabiegami morskimi. Tunezja obfituje w zabytki gromadzone już od czasów fenickich, a pozostałości Kartaginy i ogromnych term rzymskich pod Tunisem zrobią wrażenie na wszystkich – nawet na dzieciach! Warto też zajrzeć na arabskie mediny, mają swój urok i możesz tutaj kupić wiele wspaniałych lokalnych produktów, także kosmetycznych. Poniżej, specjalnie dla Was, mój prywatny miniprzewodnik „beauty” po Tunezji:
Thalassoterapia
W Tunezji znajduje się wiele wspaniałych ośrodków thalassoterapii (czyli takich, które wykorzystują w terapiach i zabiegach wodę morską), spa i odnowy biologicznej. Jest to drugie po Francji światowe centrum thalassoterapii. Wszystkie tunezyjskie ośrodki tego typu pozostają pod podwójną kontrolą: Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Turystyki. Zgodnie z obowiązującymi normami międzynarodowymi, są one zazwyczaj połączone z hotelem, choć możesz też z nich korzystać „z zewnątrz”, nawet gdy pozostajesz w innym hotelu.
Od lewej: klimatyczna część zabiegowa w Royal Elyssa (Monastir), salon zabiegowy z jaccuzi w Movenpick (Sousse) i baseny w ośrodku Nahrawess (Hammamet).
Oferta ich zabiegów jest ogromna, ale ja zdecydowanie polecam korzystać przede wszystkim z tego, czego brakuje w naszych ośrodkach spa – wody morskiej! Koniecznie udaj się do hammamu, czyli ogromnej sauny – najpiękniejsze są te o klasycznym wystroju (kamień, arabskie ozdoby). Klasyczny zabieg zaczyna się tutaj od peelingu, potem gorąca sauna, maska błotna z popularnej w tym regionie glinki mineralnej rhassoul (znanej też tutaj jako ghassoul lub tfal), a na koniec zimne jacuzzi lub chociaż prysznic! Bosko, będziesz czuła się jak nowo narodzona! Bardzo przyjemne jest też korzystanie z basenów thalassoterapeutycznych czerpiących wodę prosto z morza – to świetny relaks dla dużych i małych. Zabiegi kosmetyczne też zwykle opierają się na produktach z morskimi składnikami (np. algami), m.in. znanej i lubianej także w Polsce marki Thalgo czy Thal'ion. Miałam okazję odwiedzić kilka tego typu ośrodków, m.in.:
- The Angelite Spa w hotelu Regency w Tunisie (www.regencytunis.com) – polecam tutaj przede wszystkim klasyczny hammam,
- Royal Elyssa Thalasso & Spa w Monastirze (www.royalelyssa.com) – wyjątkowe designerskie spa na dwóch poziomach, ze wspaniałymi basenami z wodą morską, w wystroju łączące elegancję i nowoczesność z lokalnymi tradycjami, oprócz części tzw. mokrej znajdują się tutaj spa Thal'ion i spa Cinq Mondes,
- Hasdrubal Thalassa & Spa (www.hasdrubal-thalassa.com) – bardzo przyjemny hotel, duży, choć jednocześnie dość kameralny, a w nim nastrojowe spa w kwiatach!
- Thalasso & SPA Nahrawess w Hammamecie (www.nahrawess.com) – olbrzymi ośrodek thalassoterapii, przypominający te znajdujące się we Francji; jest tutaj absolutnie wszystko, czego potrzebujesz nie tylko dla zdrowia, ale i dla urody; świetny hammam i basen z widokiem na morze.
Wspaniały hammam w ośrodku Nahrawess
Uwaga, uwaga! Dobra wiadomość – już niebawem będzie można korzystać z zabiegów inspirowanych światem piękna Tunezji w warszawskim salonie Yonelle (www.yonelle.pl). Damy Wam znać, jak tylko będą dostępne.
Kosmetyki
Wizyta w Tunezji to doskonała okazja do pobuszowania wśród lokalnych produktów kosmetycznych – olejkom, perfumom, ekstraktom, mydełkom nie ma tu końca! Bardzo bogatą ofertę mają zwłaszcza handlarze na sukach – można tutaj np. kupić ziołowe preparaty do farbowania włosów, węgiel do malowania oczu, hennę i wiele innych specyfików, których przeznaczenia trudno się domyślić (na szczęście spokojnie można dogadać się po angielsku, wszyscy Tunezyjczycy mówią też po francusku – to tutaj drugi, nieoficjalny język). W barwnym sklepiku z różnościami do pielęgnacji na medinie w Tunisie kupiłam olejek arganowy – co prawda pochodzi on z Maroka, ale jest bardzo popularny w Tunezji. Buteleczka kosztuje od ok. 15 do 40 zł w zależności od pojemności i firmy. Smaruję nim codziennie wieczorem twarz i oczekuję efektów – mają się pojawić niebawem, w co bardzo wierzę, biorąc pod uwagę, jak piękną skórę mają Tunezyjki. Polecam też perfumy – głównie na bazie jaśminu (narodowy kwiat Tunezji, nawet panowie przechadzają się tutaj z jaśminem za uchem) i piżma w kilku rodzajach. Niespotykane i bardzo trwałe zapachy!
Podczas mojego pobytu miałam też okazję odwiedzić dwa fajne miejsca produkujące własne kosmetyki:
• Palais Artisan (www.palaisartisan.com) – marka założona przez znaną w Tunezji projektantkę mody (tradycyjne wzory w nowoczesnym wydaniu) Siwar Ben cheikh Beji, która ma w Tunezji atelier z ubraniami, meblami, dodatkami do domu i własnym kosmetykami – są to przede wszystkim organiczne mydła, wody zapachowe, olejki, glinki itp.
Naturalne mydełka z manufaktury Palais Artisan
• Amarante Parfums (www.amaranteparfums.com) – nieduża manufaktura (jej właścicielami są Francuz i Włoszka), która od kilkunastu lat tworzy luksusowe kosmetyki naturalne (wspaniałe mydła, piękne zapachy), dostępne w ekskluzywnych butikach na świecie, oprócz Tunezji – m.in. w Saint Tropez i Mediolanie. Marka sprzedaje też biżuterię projektu właścicielki (wiele kosmetyków ma też biżuteryjne wykończenie – jak mydło w kształcie kuli z zawieszką-rybą na zdjęciu poniżej). Niesamowite jest to, że absolutnie wszystko – łącznie z elementami do biżuterii czy opakowaniami – jest robione na miejscu. Marka produkuje też wiele kosmetyków hotelowych.
Hotele
Mimo podobnej liczby gwiazdek hotele mogą różnić się standardem, warto więc dobrze sprawdzać ofertę przed wyjazdem. Pokoje w hotelach są zwykle przestronne z dużym oknem i wyjściem na balkon (naprawdę warto dopłacić za widok na morze!). Bufetowe jedzenie jest smaczne (zwykle to duży wybór lokalnych przysmaków obok kontynentalnych posiłków), w łazienkach znajdują się ręczniki, suszarki, podstawowe minikosmetyki. Większość z obiektów ma piękne otoczenie – zadbane ogrody wokół aż zapierają dech w piersiach, baseny (i te kryte, i te na zewnątrz) są duże i zachęcają do korzystania (najczęściej jest to cały kompleks basenów różnej wielkości). Jeśli lubisz plażowanie, szukaj hoteli położonych tuż nad morzem – zwykle wystarczy przejść przez ogród, aby dotrzeć na szeroką piaszczystą plażę, a w nocy ukoi cię do snu szum morskich fal.
Ceny? Średnio wysokie, powiedziałabym, że umiarkowane. Za pobyt 7-dniowy z wyżywieniem zapłacisz w lipcu od około 1500 zł wzwyż (zależy od hotelu i oferty). Ceny na mieście są podobne jak w Polsce, bardzo tania i pyszna jest kawa w kawiarniach (ok. 2-4 zł)! Warto próbować lokalnych smakołyków – świeżo obrana opuncja ze straganu na ulicy smakuje jak ambrozja! A propos jedzenia na ulicy i obawy przed tunezyjską odmianą „zemsty Faraona” 😉 Ja nie miałam żadnych dolegliwości żołądkowych, oczywiście pilnowałam, aby zawsze pić butelkowaną wodę, ale zdarzyło mi się też wypić świeżą lemoniadę z ulicznego „saturatora”. Zdaniem bywalców najlepiej przygotować się do takiego wyjazdu, zażywając na tydzień przed i w trakcie probiotyki (np. Trilac, Acidolac). U mnie to zdało egzamin.
Jedzenie
Py-cho-ta! Odurzające bogactwo smaków i zapachów, niesamowity wybór świeżych owoców i aromatycznych warzyw powodują, że najprostsze potrawy smakują tutaj wyśmienicie. Ja byłam w Tunezji pod koniec listopada, gdy trwa tutaj sezon na daktyle, które sprzedawcy kusząco wywieszają na ulicach – uwierzcie mi, takie prosto z gałęzi są słodsze niż czekolada, a mówi to niebywały łasuch! 😉 Bardzo często serwowanym deserem (prostym i smacznym) są granaty – podawane w miseczce, polane wodą z kwiatu pomarańczy, posypane odrobiną cukru.
Każdy „konkretny” posiłek zaczynałam natomiast od harissy – to tradycyjna tunezyjska przyprawa na bazie ostrej suszonej papryczki, podawana zwykle w postaci pasty, do której dodaje się odrobinę oleju z oliwek (już na talerzu), aby złagodzić jej smak. Chleb maczany w tej mieszance jest po prostu obłędny! Przyznam szczerze, że najmniej smakował mi kuskus, którego Tunezja jest stolicą. Pyszne są za to ryby (zwłaszcza mięsisty okoń morski czy tuńczyk – tutaj nawet ten z puszki smakuje inaczej) i świetnie przyprawiane owoce morza.
Typowymi potrawami są też sałatka mechouia z grillowanej papryki i pomidorów oraz brik (rodzaj cienkiego naleśnikowego ciasta faszerowanego tuńczykiem, kaparami i jajem sadzonym). Rozsmakowałam się ponadto w pysznej sałatce tabular – to posiekana natka pietruszki w dużej ilości, z odrobiną pomidora, czosnku, kaszy jęczmiennej lub kuskusu, doprawiona oliwą z oliwek, solą i pieprzem. Polubiłam także lokalną herbatę – z dodatkiem świeżej mięty, z dużą ilością cukru (choć mnie smakuje też na gorzko) i garstką pływających orzeszków piniowych. Restauracje klasyfikuje się „widelcami”, gdy zobaczysz przed wejście tabliczkę z 3 widelcami – na pewno warto tam wejść.
Na tunezyjskich medinach i targach można kupić absolutnie wszystko. Polecamy lokalną ceramikę, przyprawy oraz bogactwo zapachowych olejków i naturalnych kosmetyków!
Miejsca warte zobaczenia
Miałam okazję być tylko w kilku:
• Medina (czyli starówka) w Tunisie – miasto w mieście, labirynt starych uliczek i gwarnych suków wpisanych przez Unesco na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury. Mnie zdecydowanie najbardziej zauroczyły uliczki ze sklepikami sprzedającymi perfumy, biżuterię oraz ręcznie tkane dywany i materiały (piękne tunezyjskie chusty w wielu spa używa się zamiast ręczników! ). Widziałam kapitalny vintage shop ze starymi tradycyjnymi ubraniami, XIV-wieczny dom przerobiony na sklep (z zachowaniem wnętrz) oraz wspaniałą rezydencję burżuazji zamienioną na restaurację. Piękne miejsca!
• Kartagina – wielki kawałek historii, miasto założone w IX w. p.n.e. przez Fenicjan, zniszczone przez Rzymian, a potem odbudowane. Na mnie szczególne wrażenie zrobiły termy rzymskie, które pokazują, jak dla starożytnych ważna była dbałość o strefę ducha i ciała. Bierzmy z nich wzór! Z Kartaginy już krok do Sidi Bou Said – miasta-pocztówki, które ze swoją biało-niebieską architekturą przypomina greckie wyspy. Koniecznie napij się tutaj herbatki w klimatycznej Cafe des Nattes, w której przesiadywali francuscy dekadenci. To na tutejszych uliczkach widziałam też najpiękniej ubrane Tunezyjki – wiele z nich wspaniale łączy w strojach tradycję z nowoczesnością. Co ciekawe, ubierają się bardzo monochromatycznie – to, co u nas parę lat temu stało się de mode, tutaj nabiera nowego wymiaru. Wyobraźcie sobie bowiem dziewczynę od butów po chustę na głowie i modną torebkę w ręku ubraną na kolor malinowy, zielony lub niebieski. Wyglądają zjawiskowo, bardzo dbają o każdy detal!
• Monastir – najlepiej podziwiać je z wieży starej twierdzy obronnej, widok boski! Odwiedziłam też mauzoleum pierwszego prezydenta niezależnej Tunezji Bourguiby, który mimo władzy twardą ręką zrobił wiele dobrego dla kraju, np. dla szkolnictwa i do dzisiaj jest wielbiony przez wielu Tunezyjczyków.
• Sousse, Hammamet, Mahdia – w Sousse zachwyca stara medina z meczetem z IX wieku, W Hammamecie (starej części) – urokliwa medina z wąskimi uliczkami i sklepikami z rzemiosłem, a w Mahdii – leniwa atmosfera i… muzułmański cmentarz położony nad samym brzegiem morza.
To tylko ułamek tego, co warto zobaczyć w Tunezji.
Więcej informacji i porad znajdziecie na stronie Tunezyjskiego Urzędu d/s Turystyki: www.tunezja.org.pl.
Co przywieźć z Tunezji?
Moje top ten to:
- Harissa.
- Pachnące ekstrakty, zwłaszcza piżmowy i jaśminowy, zapachy w kostce (do szafy, do smarowania skóry).
- Woda z kwiatów pomarańczy (pachnie trochę jak woda różana) – można ją dodawać do deserów lub nacierać ciało (przy przeziębieniach lub dla pięknego zapachu).
- Olejek arganowy (do skóry i włosów).
- Biżuteria z tradycyjnymi arabskimi motywami (np. dłonią Fatimy).
- Chusty, tkaniny, obrusy, dywaniki – ręcznie tkane, o różnej wielkości i wzorach, cudne!
- Likier mandarynkowy Cedratine lub daktylowy Thibarine – słodkie i pyszne (Tunezja jest też producentem niezłych win, mnie smakowały zwłaszcza białe).
- Orzeszki w każdym rodzaju – polecam piniowe oraz obtaczane w karmelu.
- Zestaw małych szklaneczek do serwowania herbaty z dzbankiem lub ceramika (ta najpiękniejsza – kolorowa, glazurowana – pochodzi z Nabul).
- Oczywiście fajka wodna i tytoń do niej w każdym smaku!